„Niewidzialny wróg” – moja recenzja filmu

Film „Eye in the sky” (polski tytuł „Niewidzialny wróg”) to kolejny (po „Good kill”) film fabularny z udziałem wojskowych bezzałogowców „w roli głównej”, który miałem okazję obejrzeć. Na moją recenzję „Good kill” przyjdzie jeszcze czas, a ponieważ jestem świeżo po obejrzeniu „Niewidzialnego wroga” – to jemu poświęce kilka paragrafów.
Zacznę od tego: jeżeli myślicie, że praca pilotów i operatorów (w przypadku dronów wojskowych to dwie różne profesje) bezzałogowców takich jak MQ-9 Reaper to wyjątkowo ekscytujące zajęcie – powinniście obejrzeć zarówno „Eye in the sky” jak i „Good kill”. Po pierwszych ujęciach w miejscu ich pracy szybko zweryfikujecie swoje poglądy ;).
Akcja „Niewidzialnego wroga” rozgrywa się głównie w małej osadzie w Kenii, którą obserwuje z wysokości kilku kilometrów dron bojowy MQ-9 Reaper. W rzeczywistości miejsce akcji filmu zmienia się praktycznie co kilka ujęć pomiędzy Kenią, kwaterą dowodzenia w Wielkiej Brytanii i w USA, a metalowym kontenerem, w którym siedzi pilot z operatorem obsługujący Reaper’a. Prócz ujęć z Kenii cały film rozgrywa się w zamkniętych pomieszczeniach i ma lekko teatralny charakter.
Ciężko jest zatem o wartką akcję w „Niewidzialnym wrogu” – pilot i operator cały film przesiadują przed monitorami, zamknięci w swoim ciemnym metalowym kontenerze gdzieś w koszarach amerykańskiej bazy wojskowej. Z kolei wysoko postawieni oficjele (politycy i wojskowi) podejmują swoje decyzje w gabinetach lub centrach dowodzenia z dala od faktycznego obszaru działań drona. Samego Reaper’a w filmie widać zaledwie na kilku krótkich ujęciach i niestety widać też, że jest to komputerowa animacja.
Nie można jednak powiedzieć, że film w ogóle nie buduje napięcia. Częste zmiany lokalizacji, przebitki z pracy agentów na miejscu wśród islamskich ekstremistów, trudne decyzje wojskowe i polityczne pozwalają wczuć się w klimat. Moim zdaniem film dobrze pokazuje, że pojedyncza misja drona wojskowego to operacja o wiele bardziej skomplikowana niż chociażby misja z użyciem załogowych myśliwców. Oczywiście wciąż musimy pamiętać, że oglądamy fabularny film, w którym scenarzysta i reżyser mogli dowolnie naciągać fakty. Mimo wszystko, jeśli jest w tym choć trochę prawdy, to nasuwa się wniosek, że zaawansowana technologia użyta w dronach do śledzenia celów, stałego podglądu sytuacji z powietrza i transmisji obrazu w wiele różnych miejsc (politycznych gabinetów, centrów dowodzenia itp.) jedynie utrudnia doprowadzenie jakiejkolwiek misji do samego końca. O ile w załogowym myśliwcu to pilot i nawigator mają najlepszy wgląd w sytuację i podejmują ostateczne decyzje, tak w przypadku pilotów i operatorów dronów – są oni jedynie pionkami w grze, naciskają odpowiedni przycisk gdy decyzja zostanie podjęta przez prezydenta, premiera, ministra, półkownika czy innego wysoko postawionego oficjela.
Główne role zagrali tacy aktorzy jak Helen Mirren (brytyjska aktorka filmowa i teatralna, ostatnio grała w „Trumbo” czy np. „Hitchcock”), Alan Rickman (chyba przede wszystkim kojarzony z rolą profesora Severusa Snape z „Harry’ego Pottera”), a pilota drona zagrał Aaron Paul (znany z roli Jesse’go Pinkman’a z „Breaking Bad”) zatem go gry aktorskiej nie można mieć specjalnych zastrzeżeń. Co do scenariusza – nieco absurdalne wydaje się być odmawianie wykonania rozkazu półkownika przez pilota drona. Wprawdzie nie wiem jakie są realne procedury i jak to wygląda gdy pułkownik brytyjski wydaje rozkaz pilotowi amerykańskiemu, ale wciąż – wydaje się to nieco dziwne. Starałem się też przyjrzęć temu, jak realistyczne odwzorowano pilotowanie Reapera oraz obsługę misji przez pilota i operatora i szczerze przyznam, że raczej niewiele w tym realizmu. Pilot z definicji powinien zajmować się pilotowaniem samej maszyny, a tymczasem miałem wrażenie, że drążkiem do pilotażu operuje kamerą drona i cały czas ma przed oczami ten sam widok co operator, czyli obraz z kamery, zamiast wszystkich przyrządów pokładowych. Inny film – „Good kill” – moim zdaniem zdecydowanie lepiej oddaje realizm w tej kwestii.
Nie chcę zdradzać Wam szczegółów fabuły, dlatego nie będę pisał więcej o tym, na czym polega i jak przebiega misja, którą ma wykonać pilot. Musicie jednak wiedzieć, że „Niewidzialny wróg” to ani film sensacyjny, ani wojenny. To przede wszystkim dramat o trudnych decyzjach polityków, o poświęceniu cywilów i o rozkazach, które – często sprzecznie ze swoim poglądem – muszą jednak wykonywać wojskowi piloci. Jeśli zatem będziecie mieli okazję i chęć go obejrzeć – nie nastawiajcie się ani na wartką akcję, ani na widowiskowe ataki dronów z powietrza, bo nic z tego nie zobaczycie. Film jest pewnego rodzaju rozliczeniem się z wielu niepowodzeń misji wojskowych z użyciem bezzałogowców, które niestety zabiły „przy okazji” lub przez przypadek wielu cywilów. „Eye in the sky” daje nam zatem do myślenia – czy warto jest dla dobra ogółu poświęcać cywilów w atakach dronów? Czy bombardowania z ich użyciem są etyczne i faktycznie tak skuteczne, biorąc pod uwagę straty w miejscowej ludności?
Ocena filmu wg. filmweb.pl to 6.5/10, IMDB.com daje 7.3/10, moja ocena to 7/10.
Teraz ciekawostki: w filmie prócz Reaper’a występują również dwa inne drony. Jednym z nich jest nim sterowany przy pomocy aplikacji mobilnej na telefonie elektroniczny żuk, który transmituje obraz ze swojej kamery wprost do kwater głównych dowodzenia. Wygląda on tak:
Science-fiction? Nie do końca. To, że w filmie posłużono się animacją, a my w życiu codziennym nie mamy okazji spotkać się z miniaturowymi dronami w postaci owadów nie znaczy, że one nie istnieją i nie są w użyciu. Popatrzcie na to:

Widoczny powyżej nano-dron nosi nazwę RoboBee i został opracowany w laboratorium Uniwersytetu Harvarda w… 2012 roku. Mniejszy od monety jednocentowej, ważący 80 miligram dron ma 3 cm wysokości, uderza skrzydłami 120 razy na sekundę. Można zaprogramować mu trasę przelotu lub kontrolować go manualnie. Obecnie wygląda on już nieco inaczej:
Skrzydła przypominają prawdziwe skrzydła owadów, a obecny kształ pozwala obudować go tak, by wyglądał np. jak mucha. W takiej formie byłby w zasadzie nie do odróżnienia od zwykłego owada… Więcej o dronach-insektach możecie przeczytać np. tutaj.
Z kolei drugi wykorzystany w „Niewidzialnym wrogu” dron to dron-koliber. Co ciekawe – to też żadna nowość, bo takie drony DARPA (amerykańska wojskowa agencja bezpieczeństwa opracowująca najnowsze technologiczne wynalazki dla wojska) stworzyła również w 2012 roku, na co macie dowód chociażby w postaci filmu i zdjęć:


W filmie „Niewidzialny wróg” możecie zobaczyć praktyczne zastosowanie tego typu nano i mikrodronów. Co więcej wydają się być bardziej pomocne niż uzbrojone wojskowe Reaper’y, choć ich zastosowanie jest oczywiście całkiem inne.
Brak komentarzy